EY oznacza globalną organizację i może odnosić się do jednej lub więcej firm członkowskich Ernst & Young Global Limited, z których każda stanowi odrębny podmiot prawny. Ernst & Young Global Limited, brytyjska spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, nie świadczy usług na rzecz klientów.
Jak EY może pomóc
-
Członkowie naszego zespołu posiadają doświadczenie, rozległą wiedzę merytoryczną, a także znajomość wiodących praktyk z rynku polskiego i zagranicy.
Przeczytaj więcej
Piramida finansowa – termin ten słyszał niemal każdy.
Oszustwo to polega na stworzeniu instytucji pseudo-inwestycyjnej, która nie generuje jednak żadnego zysku, a obiecane profity dla dotychczasowych klientów pokrywane są z nowych wpłat. Twórca najsłynniejszej piramidy to Amerykanin, Bernard Madoff, choć o aferach tego typu można było usłyszeć także na naszym rodzimym rynku. O upadających piramidach zawsze jest głośno, bo zazwyczaj wiążą się one z dramatami tysięcy zwykłych ludzi. Oszustwo tego typu określa się również „Schematem Ponziego” (ang. Ponzi Scheme). Kim jednak był ów Ponzi i czym zapisał się na kartach historii?
Każdy kiedyś zaczynał
Jesienią 1903 roku młody włoski imigrant Charles Ponzi, przybył do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu lepszego życia. W kieszeni miał 2,5 dolara.
Po kilku latach imania się różnych dorywczych zajęć bez większych sukcesów, Ponzi przeniósł się do Kanady, gdzie znalazł zatrudnienie u Luigiego Zarossi, prowadzącego Bank Zarossi. Tutaj po raz pierwszy Ponzi zetknął się z praktyką „pożyczania od jednych by spłacić drugich”. Zarossi oferował depozyty z bardzo korzystnym oprocentowaniem, źródłem ich finansowania nie były jednak trafne inwestycje, lecz wpłaty nowych klientów. Brzmi znajomo?
Schemat ten niebawem się zawalił, a sam Zarossi uciekł do Meksyku. Ponzi przyłapany na fałszerstwie czeku niedługo później po raz pierwszy trafił do więzienia. W kolejnych latach Ponzi imał się różnych zajęć – handlu, pielęgniarstwa a nawet przemytu imigrantów – za co zresztą zaliczył kolejną odsiadkę.
Arbitraż doskonały?
W 1919 roku w liście otrzymanym z Hiszpanii, Ponzi po raz pierwszy zetknął się z Międzynarodowym Kuponem na Odpowiedź (z angielskiego international reply coupon, w skrócie IRC). Kupon ten ma jedną prostą funkcję – w każdym kraju członkowskim Światowego Związku Pocztowego (w praktyce niemal na całym świecie) można go wymienić na znaczek pocztowy potrzebny do nadania przesyłki listowej. Kupony IRC istnieją, by umożliwić nadawcy pokrycie kosztów odpowiedzi na korespondencję bez przesyłania do odbiorcy gotówki w kopercie. W tym właśnie systemie Ponzi dopatrzył się luki.
Ponzi zaobserwował, że po I wojnie światowej, ceny usług pocztowych w różnych krajach znacząco od siebie odbiegają. I tak obliczył, że nabywając tanio kupony IRC we Włoszech, przesyłając je do Stanów Zjednoczonych i tam wymieniając na droższe amerykańskie znaczki, mógłby teoretycznie wygenerować zysk.
By wcielić swój genialny plan w życie Ponzi potrzebował jednak kapitału, którego użyczenia odmówiły mu banki. Ponzi postanowił poszukać inwestorów gdzie indziej. Założył spółkę akcyjną w styczniu 1920 roku.
Efekt skali
Ponzi kusił inwestorów perspektywą niespotykanego wręcz zwrotu, 50% zysku, co 45 dni. Dla porównania, oprocentowanie oferowane przez banki oscylowało wówczas wokół 5%, i to w skali roku.
W pierwszym miesiącu działalności Ponzi pozyskał pierwszych 18 inwestorów gotowych powierzyć mu łącznie niespełna dwa tysiące dolarów. Kiedy Ponzi zgodnie z umową wypłacił im obiecane zyski wieść poszła w świat i inwestorów zaczęło lawinowo przybywać. Z miesiąca na miesiąc suma wkładów pomnażała się kilkukrotnie. Wzrost zainteresowania Ponzi jeszcze podsycał przez dodatkową ekspansję, zatrudniając licznych agentów i otwierając nowe biura w kolejnych miastach. W czerwcu suma depozytów sięgnęła 2,5 miliona dolarów (równowartość 32 milionów dolarów obecnie). W lipcu dopływ nowej gotówki sięgał miliona dolarów tygodniowo, a pod koniec lipca, już miliona dziennie.
Okazja inwestycyjna wywołała istne szaleństwo. Ludzie masowo zastawiali domy i spieniężali całe majątki by szybko pomnożyć je u Ponziego. Większość z nich nie wypłacała zysków, tylko reinwestowała.
To wszystko kłamstwo
Spółka Ponziego nie generowała jednak tak ambitnego zysku jak zakładano. Nie generowała go wcale. Operacja zaplanowana przez Ponziego była logistycznie niemożliwa. Wypełnienie zobowiązań względem zaledwie 18 pierwotnych inwestorów wymagałaby nabycia kilkudziesięciu tysięcy kuponów IRC. Skala operacji Ponziego w jej „najlepszym” okresie zakładałaby obrót sektami milionów kuponów. Łączną liczbę rzeczywistych kuponów w światowym obrocie szacowano na 27 tysięcy. Co więcej, koszty prowadzenia tej działalności na taką skalę znacznie przewyższałyby jakiekolwiek teoretyczne zyski.
W rzeczywistości Ponzi, podobnie jak wcześniej Zarossi, spłacał jednych inwestorów z pieniędzy drugich. Ponieważ Ci większość zysków natychmiast reinwestowali, faktyczny odpływ gotówki był jednak relatywnie niewielki.
Jak cię widzą tak cię piszą
Gwałtowna ekspansja Ponziego wkrótce przyciągnęła uwagę mediów. Większość publikacji poddawała w wątpliwość wykonalność operacji Ponziego, dziennikarze nie dysponowali jednak żadnymi niezbitymi dowodami. Ponzi wygrał nawet proces o pomówienie przez jednego z dziennikarzy.
Nieprzychylne publikacje wywoływały jednak niepokój inwestorów. Powracające, co jakiś czas fale paniki Ponzi starał się studzić realizując ze spokojem wszystkie żądania wypłaty. Inwestorów z uśmiechem zaprosił na kawę i pączki, zapewniając ich, że nie mają się czego obawiać.
Operacje Ponziego wzbudziły też zainteresowanie służb, w tym Komisarza Bankowego oraz Prokuratora Generalnego. Ten drugi zlecił audyt ksiąg finansowych Ponziego. Ponzi otrzymał również zakaz przyjmowania nowych depozytów do wyjaśnienia sprawy.
Wątpliwości komisarza potwierdził fakt, że Ponzi mimo rzekomych ogromnych zysków zaciągnął pożyczki na 250 tysięcy dolarów. W dodatku kredytowania udzielił Ponziemu niewielki bank, nad którym ten de facto sprawował kontrolę, poprzez udziały nabyte osobiście i za pośrednictwem znajomych. Komisarz zlecił nadzór nad rachunkiem Ponziego.
Wszystko kiedyś się kończy
Piramida kłamstw runęła na początku sierpnia, ponad pół roku od rozpoczęcia „działalności”. Najpierw wyszło na jaw, że konto Ponziego ma ujemne saldo, co uniemożliwia wypłatę środków wszystkich inwestorów. Audyt zlecony przez Prokuratora Generalnego ujawnił, że Ponzi był siedem milionów dolarów pod kreską. Dwa dni później prasa opublikowała historię Banku Zarossi sprzed kilkunastu lat, opisując rolę Ponziego w całym procederze. Do aresztowania doszło 12 sierpnia.
Oszustwo Ponziego doprowadziło do upadku sześciu banków. Inwestorom udało się odzyskać około 30% środków. Szacuje się, że stracili oni około 20 milionów dolarów (równowartość blisko 200 milionów dolarów obecnie).
Nasuwa się oczywisty koniec tej historii – oszust został ujęty i z pewnością trafił do więzienia na długie lata. Nie do końca, a przynajmniej nie od razu.
Ponzi wprawdzie nie uniknął kary, ale z pięciu lat więzienia, na które skazał go sąd federalny odsiedział 3,5. Po wyjściu natychmiast postawiono mu szereg kolejnych zarzutów, które były przedmiotem trzech procesów stanowych. Ponziego, jako bankruta nie było stać na adwokata, więc bronił się sam. Zaskakująco, dzięki swojej przebojowej osobowości zyskał przychylność ławy przysięgłych w dwóch pierwszych procesach. Dopiero w trzecim został skazany na kolejne siedem do dziewięciu lat, których również nie odsiedział w całości, bo trzy lata później wyszedł za kaucją.
Korzystając z wolności zbiegł do stanu Floryda, gdzie stworzył kolejną piramidę finansową. Funkcjonowała ona z powodzeniem przez kilka miesięcy, do ponownego ujęcia Ponziego. I tym razem zdołał jednak uniknąć więzienia dzięki wpłaconej kaucji. Chcąc zachować wolność postanowił uciec do Włoch, zatrudniając się do pracy na statku. Nieszczęśliwie, wyjawił swoje prawdziwe nazwisko jednemu z marynarzy.
Został odtransportowany do Stanów, gdzie spędził kolejne siedem lat w zamknięciu. W 1934 roku ostatecznie wyszedł na wolność, gdzie czekała go deportacja.