Chmura a nowe role w organizacja
Wróćmy do samej technologii. Czy model chmury obliczeniowej ma jakiekolwiek znaczenie dla roli CFO? Czy też jest to po prostu kolejny sposób zakupu rozwiązań IT?
P.K.: Model chmury jest o tyle istotny dla CFO, że pozwala na zmianę struktury kosztów, a jednocześnie zapewnia skalowalność zasobów i łatwą dostępność infrastruktury. Wszyscy znamy przykłady opóźnień projektów biznesowych wynikające z braku dostępności potrzebnych zasobów sprzętowych. W 2021 roku braliśmy udział w projekcie, podczas którego na dostawę serwerów trzeba było czekać ponad pół roku. Tak długi termin przełożył się na opóźnienie projektu i brak możliwości terminowego uruchomienia nowej oferty. To wymierna strata. Wykorzystanie zasobów dostępnych w ramach publicznej chmury obliczeniowej mogłoby pozwolić na jej uniknięcie.
M.G.: Dodatkowo, dostępne w chmurze rozwiązania aplikacyjne narzucają swego rodzaju standaryzację procesów biznesowych. Ograniczone możliwości personalizacji takich rozwiązań równoważy jednak dużo krótszy cykl aktualizacji czy rozwoju funkcjonalności opartych na najlepszych praktykach. Nie wszystkie firmy na świecie sięgają jednak po chmurę. Nie w każdej sytuacji ten model jest najlepszy.
P.K.: Dzięki połączeniu sił zespołów prawnego, cyberbezpieczeństwa oraz technologicznego wspieramy klientów w kompleksowej transformacji w ich organizacji z wykorzystaniem technologii opartych o chmurę obliczeniową. Pomagamy w ich "drodze do chmury", poprzez wdrożenie rozwiązań zwiększających efektywność biznesu naszych klientów w sposób zgodny z regulacjami i przede wszystkim bezpieczny od strony informatycznej. Na szczęście polskie firmy mają coraz mniejsze obawy przed wykorzystaniem rozwiązań chmurowych. Zdecydowaną większość wątpliwości mamy już powszechnie wyjaśnioną. Wiadomo jakie dane można przechowywać w chmurze publicznej i na jakich zasadach.
Jakie obszary, istotne z perspektywy CFO, powinny podlegać automatyzacji?
M.G.: Wszystkie. Taki przynajmniej powinien być długofalowy kierunek, ale oczywiście droga to tego celu jest inna dla każdej organizacji. Są branże w których proces automatyzacji może pokryć nawet 90% czynności. Dlaczego więc tego nie wykorzystać?
Na początek warto zacząć od najbardziej powtarzalnych i najprostszych operacji. Warto też robotyzować czynności związane z pozyskiwaniem danych, wczytywaniem faktur, tworzeniem cyklicznych raportów, czy wersjonowaniem prognoz. Automatyzacja podejmowania decyzji to etap końcowy, po który można sięgnąć pod warunkiem, że wszystkie proste procesy są zautomatyzowane, zinwentaryzowane i uzgodnione, a błędy – wyeliminowane.
P.K.: Przygodę z automatyzacją warto zacząć od prostych operacji, które są zrozumiałe dla użytkowników tak, aby mogli łatwo polegać na wdrożonym rozwiązaniu, a nie wątpić w efekty automatyzacji i nieustannie sprawdzać poprawność jej działania. Docelowa skala wykorzystania automatyzacji powinna być też pochodną akceptowalnego poziomu skuteczności takich automatów.
Obecne systemy AI/ML są bardzo zaawansowane i wiele rzeczy możemy przy ich wykorzystaniu automatyzować. Skuteczność takich rozwiązań jest jednak funkcją czasu i złożoności procesu, który chcemy robotyzować. Jeśli w danym procesie akceptujemy tylko 100% wiarygodności to może okazać się, że AI nigdy takiej skuteczności nie osiągnie.
Budowa nowoczesnych środowisk aplikacyjnych
Z jakimi jeszcze problemami spotykają się firmy w swojej drodze do cyfryzacji?
M.G.: Bolączką rozwijających się organizacji jest potrzeba zaangażowania osób nakierowanych na innowacje w obszary, które dotychczas nie były postrzegane jako atrakcyjne. Okazuje się jednak, że skala wykorzystania nowych technologii może być tu źródłem przewagi w rywalizacji o najlepszych pracowników. W szczególności dotyczy to młodszego pokolenia. Nikt nie chce pracować z przestarzałymi rozwiązaniami odstającymi od standardów znanych z codziennego życia.
P.K.: Wszystko to pokazuje, że nowe technologie są postawą biznesu każdej firmy, w każdej branży. Nie ma innej drogi. Bez nowoczesnych rozwiązań biznes nie może się rozwijać. Na rynku, także polskim, widać rosnącą świadomość potrzeb w tym zakresie. Powszechnie rozmawiamy z klientami o przestarzałych systemach i potrzebie ich modernizacji. Świetnym przykładem są tu rozwiązania wciąż oparte na arkuszach kalkulacyjnych.
Odsetek firm, które w jakiejkolwiek skali opierają procesy biznesowe na Microsoft Excel jest ogromny. Absolutnie nie podważam tu zalet tego narzędzia.. Spotykamy się z klientami, którzy są całkowicie zadowoleni ze sposobu obsługi procesów biznesowych, który kiedyś zbudowali w oparciu o arkusz kalkulacyjny i jest on dla nich w zupełności wystarczający. Najczęściej w pewnym momencie pojawia się jednak problem wydajności. Czasami objaw tego problemu jest banalny. Organizacja nie wyrabia się z zamknięciem miesiąca i nie jest w stanie przetworzyć wszystkich danych. Dzieje się tak nawet jeśli rozwiązania, które zbudowała są poprawne i dobrze dopasowane.
Jak ograniczyć skalę wykorzystania Excela w procesach finansowo-księgowych?
P.K.: Potrzebna jest zmiana wykorzystywanych narzędzi oraz podejścia do nich. Warto mieć na uwadze fakt, że nowe wersje zaawansowanych systemów biznesowych pozwalają na wyeliminowanie tradycyjnego procesu zamknięcia rozliczeń. Oczywiście, formalnie proces ten nadal obowiązuje, ale realnie wszystkie wyliczenia, przykładowo amortyzacji, korekt czy rezerw, odbywają się na bieżąco, w trakcie miesiąca. Ogromna większość organizacji jednak nie sięgnęła jeszcze po tego rodzaju funkcjonalności.
M.G.: Excel jest bardzo dobrym narzędziem, ale ma kilka istotnych ograniczeń związanych z koordynacją pracy, uprawnieniami czy funkcjami planistycznymi. Kluczowe ograniczenie to jednak wolumen obsługiwanych danych. Jestem pewien, że nawet w najbardziej zaawansowanych organizacjach Excel będzie nadal istniał jako element pomocniczy przy rozwiązaniach wpiętych w centralne środowisko aplikacyjne. Faktem jest, że wszystkie, wiodące systemy biznesowe mają dziś predefiniowane mechanizmy integracyjne z Excelem. Warto zatem zapewnić pracownikom możliwość pracy z narzędziem, które znają. Należy jednak pamiętać, że budowanie obsługi procesów biznesowych w oparciu o - nawet najlepsze - arkusze kalkulacyjne w długiej perspektywie czasu nie udaje się.
W jaki sposób podejść do modernizacji środowiska aplikacyjnego?
P.K.: Wnioski z przeprowadzonego badania EY-Parthenon jasno pokazują, że dynamika rozwoju biznesu jest uzależniona nie tylko od tego czy – i w jakim zakresie – firma sięga po nowe technologie, ale też jak szybko to robi. Organizacje, które regularnie inwestują w nowe technologie uciekają tym, które stawiają na większe projekty, ale rzadziej.
Jako EY bardzo wiele projektów transformacyjnych realizujemy dla klientów, którzy początkowo myśleli, że są zbyt mali na cyfrową transformację lub ich przychód nie jest uzależniony od technologii. Uświadamiamy im, że muszą zrobić krok naprzód, aby uciec konkurencji, albo konkurencja ucieknie im.
Zdecydowanie wygodniej i bardziej efektywnie jest postawić na systematyczny rozwój warstwy technologicznej. Wtedy też możemy budować perspektywę przedsiębiorstwa jako organizacji nowoczesnej, cyfrowej. Łatwiej jest nam też zatrudniać najlepszych specjalistów, którzy generują pomysły i napędzają dalszy rozwój biznesu.
Organizacje biznesowe, a w szczególności ich zespoły finansowe funkcjonują w realiach permanentnej zmiany. Jakie działania warto podjąć, aby zachować ich efektywność i sprawność działania w trybie wykraczającym poza strefę komfortu całego zespołu?
M.G.: Permanentna zmiana to dobre określenie dzisiejszej sytuacji. Jest ona szczególnie widoczna w tych obszarach, które do tej pory w każdej organizacji były uznawane za sztywne i skostniałe. Finanse były takim obszarem. Dane traktowano jako statyczny zasób potrzebny do wygenerowania raportów dla zarządu i tyle.
Obecnie bardzo mocno się to zmienia. Do samego wprowadzenia niezbędnych zmian można podejść w starym stylu i inicjować kolejne projekty IT. Można też zbudować zespół, który całościowo zajmie się obsługą permanentnej zmiany biznesowej – i to zarówno w obszarze technologii, jak i zmian regulacyjnych czy kultury. Takie podejście działa. Wymaga jednak inwestycji i zaangażowania najlepszych pracowników. Organizacje, które podjęły ten trud żyją w stałym dyskomforcie i jest im z tym dobrze, a konkurencja, która pozostała w swoich strefach komfortu nie będzie w stanie ich dogonić w wymiarze czysto biznesowym. Dyskomfort w tym kontekście nabrał zatem bardzo pozytywnego znaczenia...
P.K.: Wdrażaliśmy systemy w firmach, które od wielu lat, jeszcze od poprzedniego ustroju działały w sposób praktycznie niezmienny. W którymś momencie jednak dochodziły do momentu, w którym nie miały innego wyboru niż modernizacja oprogramowania biznesowego. Jeśli nie dokonywały żadnych zmian ewolucyjnych wcześniej, pojawiała się konieczność przeprowadzenia rewolucyjnej zmiany. Nie ma innej drogi. Tym bardziej, że w ostatnich latach możliwości takich rozwiązań rosną w ogromnym tempie. To, co kiedyś było wizją przyszłości, dziś jest oczywistością.
Skąd wiadomo czy lepiej postawić na modernizację lub wymianę wykorzystywanego w firmie oprogramowania?
M.G.: Odpowiedź na tak postawione pytanie przynosi poprawnie przeprowadzona analiza dojrzałości i efektywności systemów biznesowych. W ramach takiego procesu sprawdzamy np. czy wdrożone w firmie rozwiązanie jest w pełni wykorzystane, czy z posiadanych funkcjonalności zostało „wyciśnięte” wszystko, co możliwe. Jesteśmy również w stanie ocenić założenia oraz sposób prowadzenia konkretnego projektu pod kątem potencjału biznesowego wdrażanego rozwiązania. Czy będzie ono faktycznie usprawniać procesy, czy jedynie cementować istniejący sposób działania organizacji.
P.K.: W ramach usługi Efficiency Accelerator, wspólnie z klientem, oceniamy czy istniejące w danej organizacji rozwiązanie jest wykorzystywane w sposób efektywny. Sprawdzamy też, czy jest to rozwiązanie faktycznie potrzebne i najbardziej aktualne. Taka ocena w naturalny sposób uwzględnia też spojrzenie na efektywność procesów, które są zaimplementowane w analizowanym środowisku. Przykładowo, może się bowiem okazać, że angażujemy pracowników w ręczne wykonywanie operacji, które są zbędne lub mogą zostać łatwo zautomatyzowane przy użyciu już posiadanej funkcjonalności.
M.G.: Kolejnym kryterium oceny dojrzałości rozwiązań IT jest poziom zadowolenia użytkowników. Co z tego, że mamy nowoczesne rozwiązanie, jeśli zostało ono wdrożone w sposób nieudolny i zadowolenie po stronie użytkowników biznesowych jest ograniczone. Wreszcie, ocenie podlegać może również technologia, która została wykorzystana do budowy konkretnych rozwiązań. Jesteśmy w stanie ocenić, czy ona rokuje, zapewnia perspektywy dalszego rozwoju, czy jednak lepiej będzie sięgnąć po inne rozwiązanie. Oczywiście ocenie podlega też wydajność . To wszystko składa się na koszt całkowity posiadanych rozwiązań, ale także na ich przydatność biznesową.
P.K.: Ważnym elementem analizy dojrzałości systemów jest także kwestia bezpieczeństwa. Mamy przecież coraz mniej systemów, które są zamknięte na świat. Natomiast w wielu organizacjach istnieją systemy rozwijane od lat, często dedykowane lub mocno dostosowane, oparte jednak na starych i ograniczonych technologiach, które w połączeniu z dziesiątkami tworzonych naprędce zmian funkcjonalnych mogą generować istotne ryzyko w obszarze cyberbezpieczeństwa. EY tylko w Polsce posiada liczący ponad 170 osób zespół specjalistów w tej dziedzinie, którzy zajmują się zarówno doradztwem w zakresie bezpieczeństwa, ale też realizują szereg innych usług, w tym m.in. testy penetracyjne czy projekty integracji technologii informatycznych i operacyjnych (IT/OT).
M.G.: Ostatecznie, na bazie analizy dojrzałości rozwiązań IT pomagamy podjąć decyzję o tym, kiedy warto zmodernizować konkretne rozwiązania. Czy warto zaczekać do wygaśnięcia wsparcia, czy może podjąć wyzwanie modernizacji rozwiązania wcześniej, rozwiązując przy okazji bieżące problemy? Jest to o tyle ważne, że nawet najlepsze narzędzie, źle wdrożone będzie latami powodowało problemy. Przede wszystkim chodzi więc o uporządkowanie procesów. Poza tym, dostępne obecnie na rynku nowoczesne systemy i platformy mają zaimplementowane rozwiązania oparte na najlepszych praktykach, które dobrze sprawdzają się w odniesieniu do określonych potrzeb. Warto z nich korzystać wszędzie tam, gdzie tylko jest to możliwe.
Czy taką analizę można przeprowadzić również pod kątem przygotowania lub oceny efektywności projektu wdrożeniowego?
P.K.: Oczywiście. Nierzadko warto podjąć taki trud. Poprawne, dostosowane do potrzeb klienta, wdrożenie systemu jest równie kluczowe, co sam jego wybór. Znamy przykłady firm, które zainwestowały mnóstwo pieniędzy we wdrożenie systemu, który później służy jedynie jako źródło danych do generowania raportów w Excelu. Wystarczyłoby jednak dołożyć warstwę analityczną w dostępnych funkcjach systemu, przygotować raporty i mielibyśmy zupełnie inną jakość analiz finansowych. Wychodzi więc na to, że w projekcie wdrożeniowym zabrakło ostatniego kroku.
Z najgorszymi zaniechaniami mamy do czynienia wówczas, kiedy rozwiązanie zostało wdrożone, ale użytkownicy nie zostali przeszkoleni z jego możliwości, więc ich nie wykorzystują. W efekcie firma wyłożyła ogromne środki na wdrożenie, ale nie wykonała najbardziej oczywistego kroku niezbędnego do osiągnięcia maksymalnej wartości. Bywa też, że na etapie wdrożenia nikt nie pomyślał o poprawności danych. Jeżeli dane w systemie nie są prawdziwe, to generowane raporty także nie są prawdziwe. Kluczowi użytkownicy po miesiącu przestają zaś wierzyć w nowe rozwiązanie i wracają do starych przyzwyczajeń.
M.G.: Doradzamy na każdym etapie wdrożenia. Mamy również dedykowane zespoły w obszarze testów. Dużą wartością EY, jeśli chodzi o wybór rozwiązania i wsparcie jego implementacji jest fakt, że na etapie podejmowania ważnych decyzji biznesowych możemy pomóc klientowi posługując się wnioskami z innych projektów, które można przyłożyć do skali i specjalizacji danej firmy.