Greenwashing jako przedmiot dochodzeń wewnętrznych
Greenwashing coraz częściej staje się przedmiotem dochodzeń wewnętrznych ponieważ spółki, które dostrzegły zagrożenie i zrozumiały jego potencjalne konsekwencje cżęsto wolą uporać się z problemem wewnętrznie. O ile bowiem „zielony marketing” przysparza firmie klientów, o tyle skandale greenwashingowe powodują odwrotny ale nieproporcjonalnie kosztowny skutek. Pod tym względem greenwashing jest nawet bardziej niebezpieczny niż „klasyczne” nadużycia, które naruszają ale często nie rujnują reputacji spółki. Zielone nadużycia odstraszają klientów, którym tematyka zrównoważonego rozwoju jest bliska. To jedna z kwestii, którą należy wziąć pod uwagę.
Drugą może być osłabienie zaufania inwestorów i potencjału inwestycyjnego, ograniczony dostęp do kapitału, bardziej kosztowne pożyczki czy w końcu wzrost ilości roszczeń odszkodowawczych przeciwko firmie. Przejrzyste raportowanie na temat zrównoważonego rozwoju będzie miało szczególny wymiar dla spółek giełdowych. Fałszywe informacje o czynnikach ESG w związku z prospektami emisyjnymi papierów wartościowych mogą mieć znaczenie karne w kontekście oszustw związanych z inwestycjami kapitałowymi.
Po trzecie, nie możemy zapominać także o grzywnach wskazanych np. w ustawie o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, którym mogą podlegać przedsiębiorcy łamiący prawo.
Aktualnie „greenwashing” nie jest sankcjonowany bezpośrednio. Normy kształtują się na naszych oczach. Jednak uleganie fałszywemu poczuciu bezpieczeństwa może być złudne. Greenwashing prowadzi do zafałszowania obrazu spółki i wprowadza rynek w błąd, naraża firmę na ryzyko odpowiedzialności pośredniej, które może dotyczyć zarówno samej spółki, jak i jej organów. Reperkusje wynikające z greenwashingu mogą przybrać formę np. grzywny za naruszenie obowiązku nadzorczego ale mogą też dotknąć jej kierownictwa, na którym spoczywa odpowiedzialność wynikająca np. z ustawy o rachunkowości czy ustawie o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym.
Zielone nadużycia nie są trywialnym tematem. Rzadko są przedmiotem zainteresowania audytu wewnętrznego. Ich rozpoznanie, prócz warsztatu śledczego, wymaga często bardzo specjalistycznej wiedzy z zakresu technologii pomiarowej, materiałoznawstwa, itd., która często jest w spółkach silosowana. Jednocześnie zielone nadużycia sa tematem bardzo medialnym, chętnie podejmowanym przez dziennikarzy śledczych, blogerów, influencerów. Doniesienia trafiające na rynek tą drogą pozostają poza kontrolą spółki i naruszają jej wizerunek, a ich weryfikacja jest o tyle trudniejsza, że często trzeba ją skoordynować z wyważoną zewnętrzną komunikacją kryzysową, która nie powinna być marginalizowana.
Jak wykrywać nadużycia greenwashingowe?
Dochodzenia wewnętrzne naturalnie kierują się swoimi prawami, które wielokrotnie omawialiśmy na łamach naszych publikacji. Trzeba opracować plan, zabezpieczyć dowody, przemyśleć startegię na wypadek roszczeń stron trzecich, które mogły ulec dezinformacji. Zagadnienie greenwashingu jest o tyle specyficzne, że nie tylko należy zbadać fakty (np. skład produktu, pochodzenie jego komponentów, certyfikaty) ale także udostępniane informacje by ocenić czy mogły one wprowadzać w błąd. Jeżeli podejrzenia zostaną potwierdzone, warto przyjrzeć się ich przesłankom. Może okazać się, że greenwashing to jedynie wierzchołek góry lodowej, u podnóża której leży korupcja. W takim przypadku kolejnym logicznym krokiem byłoby rozszerzenie zakresu dochodzenia o strony trzecie, które mogły potencjalnie być zaangażowane w nadużycie. Tutaj wchodzimy już w obszar analizy danych. By dojść prawdy często należy sięgnąć do analizy przekazu marketingowego, ofert komercyjnych – ich procesu tworzenia i akceptacji, czasem komunikacji mailowej. Tak głęboka analiza może pomóc zebrać fakty, podważyć łańcuch przyczynowo-skutkowy oraz stanowić głos w dyskusji o tym czy spółka jest odpowiedzialna za skutki błędnych decyzji inwestycyjnych stron trzecich.
Wybrane przepisy i standardy, które warto wziąć pod uwagę w kontekście greenwshingu:
Międzynarodowe
Polskie