Czyli zmiana jest całościowa...
Arkadiusz Filip: – Zdecydowanie zmienia się prezentacja pozycji w bilansie. Największe zmiany mamy w przypadku rachunku zysków i strat. Teraz będziemy widzieć tam nowe pozycje: przychody z umów ubezpieczenia, koszty umów ubezpieczenia. Za to nie znajdziemy takich pozycji jak składka przypisana.
Zmienia się też wycena rezerw. Wobec tego rezerwa składki, rezerwa na szkody zaistniałe niezgłoszone, rezerwa matematyczna znikną, a nowa wycena opierać się będzie na czterech komponentach. Pierwszy z nich to projekcja przyszłych przepływów pieniężnych. Drugi komponent to jest uwzględnienie wartości pieniądza w czasie, czyli po prostu dyskontowanie przepływów pieniężnych. Trzeci – korekta ryzyka z tytułu ryzyka niefinansowego, a czwarty to marża kontraktowa (Contractual Service Margin, CSM).
W nowej wycenie wiele kategorii, które były powiązane z umowami ubezpieczenia, ale prezentowane oddzielnie od rezerw, na przykład należności składkowe, zobowiązania prowizyjne i szkodowe, odroczone koszty akwizycji, depozyty reasekuracyjne, będą połączone w jedną pozycję z rezerwami.
Rynek komunikował dotąd swoje wyniki za pomocą składki przypisanej brutto. Teraz praktycznie zmienia się cała filozofia. Czemu ma to służyć?
A.F.: – Nowy standard miał nam ułatwić porównywalność sprawozdań finansowych. Czy to się udało? I tak, i nie. Zmiany po części idą w dobrym kierunku, to znaczy faktycznie są to bardziej złożone wyliczenia, które mają umożliwić uwzględnienie dodatkowych informacji. Udaje się odkryć dużo nowych rzeczy, które w poprzednim reżimie raportowym nie były w taki sposób widoczne. To jest na pewno duża zmiana na plus. Natomiast z drugiej strony są obszary, w których te zmiany przynoszą więcej kosztów niż korzyści.
Czy zakłady ubezpieczeniowe są na te zmiany gotowe?
R.B.: – Chciałbym podkreślić, że ta zmiana nie jest natychmiastowa, gdyż wdrożyć, potrzeba było kilku lat pracy. W tej chwili jesteśmy na ostatniej prostej, ale ona i tak jeszcze potrwa, czeka nas jeszcze naprawdę dużo pracy.
Zostaje nam choćby przygotowanie zbiorów danych do tego, żeby zasilić nowo wdrażane narzędzia, bo dane, które wykorzystujemy do raportowania MSSF 17, są w dużej mierze inne niż dane wykorzystywane do MSSF 4.
Nadal pracujemy też nad narzędziami, które będą umożliwiały zebranie i przechowanie wyników wyliczeń, bo granularność wyliczeń i wyników, którą otrzymujemy, również jest bardzo wysoka, znacznie wyższa w porównaniu z MSSF 4.
Czy jest jakaś różnica między przygotowaniem rodzimych zakładów ubezpieczeń a tych, które należą do międzynarodowej grupy operacyjnej?
A.F.: – W zakładach, które są częścią grup międzynarodowych, dużo decyzji, chociażby opracowanie metodologii procesu, było podejmowanych w centrali, czyli na poziomie grupy. Wciąż wymagało to oczywiście bardzo dużych nakładów po stronie tego zakładu w Polsce, ale na pewno mniej niż w zakładach bez oparcia w tych szerszych grupach, gdzie całość ciężaru wdrożenia spoczywała na organizacji funkcjonującej w Polsce. Zakłady ubezpieczeń mają za sobą już kilka przeliczeń próbnych, ponieważ do nowego standardu przygotowywały się przez kilka ostatnich lat, prowadząc często równoległe ujęcie pozycji księgowych według MSSF 4 i MSSF 17.
W wielu przypadkach jednak proces raportowania z wykorzystaniem docelowych narzędzi raportowych nie jest jeszcze w pełni zautomatyzowany i może nie być na potrzeby raportowania za I kwartał tego roku.
A jakie poza tym pojawiły się największe wyzwania związane z wdrożeniem nowego standardu? Jak można sobie z nimi radzić?
R.B.: – Wskazałbym dwa największe wyzwania. Pierwsze dotyczyło przygotowania danych na potrzeby nowej sprawozdawczości. Natomiast drugim okazało się wdrożenie narzędzi do raportowania. To nie był i wciąż nie jest łatwy proces, bo same narzędzia trzeba było odpowiednio skonfigurować.
Natomiast połączenie tych narzędzi z istniejącymi systemami, takimi jak hurtownie danych albo księgi pomocnicze obecnie stosowane w raportowaniu czy systemy, w których funkcjonuje księga główna, to jest zadanie, którego wciąż się jeszcze nie udało zrealizować.
A.F.: – Wdrożenie standardu to jest jedno wielkie wyzwanie i po prostu wymagało intensywnej pracy ze strony wielu działów w zakładach ubezpieczeń, zespołów aktuarialnych, księgowości, controllingu, IT, zarządzania ryzykiem. Standard wymaga dość skomplikowanych obliczeń na wysokim poziomie granularności. Jeśli to są tzw. grupy umów ubezpieczenia, obliczenia należy przeprowadzić dla każdej grupy, w przypadku dużych grup ubezpieczeniowych tych grup umów ubezpieczenia mogą być tysiące. Narzędzie jest w stanie operacyjnie sobie z tym poradzić, ale to oczywiście wpływa w istotny sposób na zaprojektowanie tego narzędzia, na jego wdrożenie w sposób, który umożliwi nam kontrolowanie potencjalnych błędów, wreszcie na analizę i interpretację tych wyników.